W kontekście sztucznej inteligencji nie ma chyba częściej zadawanego pytania niż: czy AI odbierze ludziom pracę, a może będzie wręcz odwrotnie - pojawi się wiele nowych zawodów i wszyscy do nich zmigrują. Nie chcę się zbyt głęboko zakopywać w tym dylemacie, ani nawet przytaczać szerszych badań. Skupię się tylko na jednym kontekście, bardzo anegdotycznym, bo własnym. W tym artykule poznasz wiele osób, których przez/dzięki AI nie zatrudniłem i już prawdopodobnie nigdy nie zatrudnię. Dla jasności - to tylko taka figura retoryczna, bo nie chodzi o to, że zlikwidowałem wszystkie te etaty, a raczej o nowy paradygmat, gdzie pracownicy są osobami mniej wyspecjalizowanymi, a bardziej generalistami, czyli posiadają wysoki iloraz kreatywności, co pozwala im tworzyć i zarządzać wieloma sztucznymi inteligencjami, które zrealizują ich zadania. Pozwól jednak, że zabawię się w "obcinanie etatów", bo tak będzie bardziej obrazowo.
Pracując w branży nowych technologii od 30 lat mam wyjątkowy przywilej obserwowania jak innowacje technologiczne wpływają na pracę i strukturę społeczną. Z całą pewnością mogę powiedzieć, że technologie dają ogromne możliwości pojedynczym osobom - wręcz magiczne. Obserwujemy wielkie sukcesy tych jednostek, marzymy o podobnych sukcesach. Cały mit startupowy zbudowany jest wokół próby budowy kolejnych “facebooków”, “instagramów”, “amazonów”, a teraz “openai’ów”. Ale w tym samym momencie odbierają te możliwości milionom innych osób, które do tej pory mogły partycypować w ekosystemie gospodarczym. Odnoszę wrażenie, że najbardziej immanentną cechą internetu jest jego tendencja do monopolizacji usług i produktów. Praktycznie w każdej branży obserwujemy to samo zjawisko: wszystko zaczyna się od urodzaju i różnorodności projektów, ale potem zostaje praktycznie jeden zwycięzca - jakby to była gra o sumie zerowej, a przecież współczesna ekonomia taka miała nie być.
Od wielu lat widać, że albo jesteś w branży IT, albo przestajesz rozumieć świat. Są już takie miejsca na świecie, że jeśli nie jesteś powiązany z "branżą", to nawet na wynajem mieszkania nie będzie ciebie stać. Z każdą iteracją nowych technologii jest wg mnie coraz gorzej. Paradygmat IT (cyfryzować wszystko, co się da) jest coraz szerszy i dotyka coraz szerszej grupy ludzi.
Nigdy w historii tej planety jednostki nie miały tak fundamentalnego wpływu na miliardy ludzi. Co więcej, te osoby nie są do końca “normalne” (ADHD i parę innych diagnozowanych cech), a jednak pozwalamy im disruptować (rozpieprzać) świat, który branża traktuje jak wielką piaskownicę, w której można dosłownie wszystko.
A teraz w czasie rewolucji AI obserwuję te same zjawiska i jestem przekonany, że ich impakt będzie tylko większy - wykładniczo. Kilka osób z malutkiej firemki zwanej OpenAI zmienia nam reguły gry, które rządziły światem przez ostatnie kilka tysięcy lat. Posłuchajcie wywiadów z twórcami tych technologii i zadajcie sobie pytanie, czy chcecie tym osobom powierzyć przyszłość planety i być może całej cywilizacji? Sami przecież nie potrafią odpowiedzieć na proste pytania i wierzą, że to właśnie stworzenie AI pozwoli na te pytania odpowiedzieć. Wierzą, że więcej technologii na świecie rozwiążę problem technologii. Ciekawe. Pozostaje faktycznie uwierzyć, że AI nas zbawi, bo jeśli nie, to będziemy w ogromnej czarnej d…, w której jedyną rozsądną strategią będzie się urządzić - jak najlepiej i, co tu dużo gadać - najkorzystniej finansowo.
A co ja na to? Z AI mam ten problem, że dopóki jej nie udostępniono szerokiemu odbiorcy, to nawet byłem jej przeciwny. Teraz na grymaszenie jest już zdecydowanie za późno i niestety ktoś, komu wydaje się, że może tę rewolucję zignorować, będzie bardzo rozczarowany. Rynek zmiecie go z planszy.
Oczami wyobraźni widzę hiper zoptymalizowane i zautomatyzowane (z-agentowane) firmy przyszłości, zarządzane zaledwie przez kilka osób, a które będę w stanie tworzyć wartości (produkty, czy usługi), które wcześniej wymagały tysięcy pracowników, albo w ogóle nie były możliwe do wykonania nawet milionem ludzi. Te firmy będą w stanie generować miliardowe przychody osiągając absolutne rekordy w metrykach efektywności przypadającej na jednego pracownika. Wystarczy zaczekać... albo spróbować samemu. Niby prosty wybór, tak?
Jak urządziłem się w Astrography?
Moja mała firma może być przykładem, do jakiego stopnia AI może już dzisiaj odmienić firmę i sposób jej zarządzania. Nie mam zamiaru zdradzać wszystkich technologicznych przewag, które na codzień wykorzystuje w Astrography - i które pozwoliły mi wyprodukować i wysłać plakaty do 30 000 klientów rozsianych po ponad 70 krajach, będąc nadal mikro firmą - ale i tak podzielę się wieloma niezbyt oczywistymi sekretami, którym już w tej chwili zawdzięczam bardzo dużo.
Przez ostatnie dwa lata, od kiedy na codzień korzystam z narzędzi zasilanych AI, dorobiłem się poczucia, że te wszystkie opisane poniżej implementacje są oczywistą oczywistością i dosłownie każdy już tak robi. Okazało się, że wcale tak być nie musi. Kilka miesięcy temu wygłosiłem prelekcję na konferencji GenAI o tym, w jaki sposób korzystam z AI. Biorąc pod uwagę informacje zwrotne, jakie po niej otrzymałem, stwierdziłem, że jednak warto podzielić się moimi “zabawami” z szerszym gronem odbiorców. Cóż - trudno, jeśli się zainspirujecie, wiele osób straci pracę, albo nie zatrudnicie nikogo nowego.
Decyzje moralne i mierzenie się z konsekwencjami społecznymi pozostawię każdemu, kto sam podejmuje te decyzje. Niestety - AI daje natychmiastowe korzyści finansowe, a to jest najważniejszy powód istnienia przedsiębiorczości. Oznacza to tyle, że już nic tej siły nie zatrzyma, a kiedy czytam lub słyszę w jakimś wywiadzie, że “AI pracy nie zabierze i będzie jej więcej”, to pękam ze śmiechu - przez łzy, a nie wiem, czy jesteście świadomi, że dzięki kognitywnej AI srogo przyspiesza innowacja w obszarze robo-AI, czyli fizycznych robotów, które zagarną kolejne sektory naszej zawodowej aktywności (biedne sprzątaczki).
No dobra, może i faktycznie czas skończyć z XX wieczną formą niewolnictwa, nazywaną praca na etacie. Spoko. Roboty wszystkich nas uwolnią - będzie wspaniale, ale na pewno nie dla pokolenia, któremu przyjdzie żyć czasach tej rewolucji.
Zostawiam już dylematy i przechodzę do konkretów z mojej małej piaskownicy. Zanim jednak napiszę, kogo już nigdy więcej nie zatrudnię, to muszę o czymś Ci opowiedzieć.
Jak to się zaczęło?
To historyjka pozornie z zupełnie innego podwórka, ale nic bardziej mylnego. Każde życiowe doświadczenie nas kształtuje i robiąc coś dzisiaj nie jesteś w stanie przewidzieć jaki przyniesie efekt za 10 lat. Pokazuje ona w jak sposób działa mój umysł.
Kilkanaście lat temu postanowiłem iść na grubo w mojej kosmicznej pasji i zbudować własne obserwatorium astronomiczne, a mówiąc precyzyjniej - astrofotograficzne. Abstrahując od tego, że każdy element tego projektu wykonałem własnymi rękami, co samo w sobie było super satysfakcjonujące, to do tego niesamowicie wkręciłem się w automatyzacje.
Takie obserwatoria muszą być zlokalizowane daleko od miejskich świateł, a co za tym idzie, trzeba móc je użytkować całkowicie zdalnie. Nikt nie ma ochoty jeździć dziesiątki kilometrów w czasie każdej pogodnej nocy, żeby używać takie obserwatorium stacjonarnie. Wymaga to zainstalowania wielu sensorów, komputerów, kamer, a nawet systemów mierzących w podczerwieni temperaturę nieba (pozwala to określić zachmurzenie). To jest pierwszy etap tej choroby, czyli stworzenie czegoś, co da się używać zdalnie przez komputer (głównie zdalny desktop plus parę dodatkowych usług na http).
Zdalne obserwatorium używa się znacznie bardziej komfortowo, niż takie “ręczne”, do którego trzeba jeździć. Jest jednak nadal wiele wad, jak chociażby taka, że trzeba tego sprzętu pilnować, doglądać, kontrolować. Nie można iść spać i rano odczytać na lokalnym komputerze dane, które obserwatorium samo w nocy pozyskało. Tu przechodzimy do kolejnego etapu, czyli ostatecznego rozwiązania wszystkich tych barier - automatyzacji.
To naprawdę trudny temat i już nawet nie pamiętam, jak wiele problemów trzeba było zaadresować, do tego w sposób redundantny, czyli wiele elementów zostało podwojonych (jeśli jeden zawiedzie). Wyobraźcie sobie taką sytuację: macie w środku sprzęt warty równowartość mieszkania, a w czasie kiedy sobie smacznie spaliście nadeszła niespodziewana ulewa i totalnie ten sprzęt wam zalało. To optyka i elektronika, więc skutki będą opłakane. Co zawiodło? Nie zadziałał jakiś sensor, co spowodowało, że dach się nie zamknął w odpowiednim czasie.
Wszystkie takie scenariusze trzeba było zaadresować i do tego przewidzieć rutyny odpowiedzialne za akcję w czasie, kiedy coś nie zadziała. Obserwatorium nie może liczyć na ciebie, więc musi umieć samo podejmować decyzje. W tamtym czasie, to były oczywiście proste “IF’y”, ale mimo to, udało mi się takiego robota zbudować (prawdopodobnie było to pierwsze w Polsce całkowicie zrobotyzowane amatorskie obserwatorium). Nigdy sprzętu mi nie zalało, a zamykający dach nie obciął teleskopu. Mogłem sobie planować sesje pozyskiwania fotonów z kosmosu z wyprzedzeniem, do specjalnego pliku wprowadzać obiekty, jakie w nocy miał odwiedzić mój teleskop oraz parametry akwizycji, a potem obserwatorium już sobie samo wszystko realizowało: o odpowiedniej godzinie otwierało dach, żeby wychłodzić sprzęt (równowaga termiczna optyki z otoczeniem jest podstawą pracy z długimi ogniskowymi), a potem w prawidłowiej kolejności zbierało kosmiczne dane, żeby na koniec zaparkować teleskopy, sprawdzić dodatkowymi sensorami ultradźwiękowymi ich realną pozycję, zamknąć dach i wyłączyć zasilanie ze wszystkich odpowiednich urządzeń. A jeżeli w czasie sesji przyszły chmury, to obserwatorium musiało ją przerwać, zaparkować teleskopy i zamknąć dach, wysyłając mi SMS’a o wykonaniu awaryjnego zadania.
Te procesy planowania, projektowania, budowania spodobały mi się nawet bardziej niż samo korzystanie z tego obserwatorium. Żeby móc rozwiązywać problemy w robotyzacji obserwatorium musiałem nauczyć się programować, bo jak się domyślacie, w tej branży nie było gotowych rozwiązań, szczególnie jeśli stosujesz bardzo różne, całkowicie niekompatybilne ze sobą urządzenia (silnik od bramy przesuwnej do otwierania dachu, stacja pogodowa z allegro, itp.). Mimo, że już się tym dzisiaj nie zajmuję, to jednak pasja do robotyzacji pozostała w głowie na całe życie.
Jakkolwiek dziwnie to nie zabrzmi, mój mózg stara się dzisiaj patrzeć na firmę/organizację dokładnie tak samo, jak na to obserwatorium. Zacząłem obsesyjnie myśleć, co dałoby się zautomatyzować, z czego można ułożyć proces, jak go wdrożyć i ile można na nim zaoszczędzić. Czasy ogólnoświatowego kryzysu okazały się być dodatkowym bodźcem. Z moich obserwacji wynika, że taki sposób myślenia jest dosyć popularny w dużych organizacjach, ale niestety sporadyczny przy małych i młodych firmach. A to właśnie w nich wartość automatyzacji jest największa - być może nawet na poziomie życia lub śmierci.
Przed nastaniem epoki AI większość procesów, które mam na myśli, nie była możliwa do zautomatyzowania (bez udziału człowieka). Teraz to się dramatycznie zmieniło i większość z moich szalonych pomysłów daje się sukcesywnie wdrażać.
Model Astrography
Powyżej możecie zobaczyć uproszczony model działania firmy. Gdybym nie potrafił programować i nie wykorzystywał automatyzacji to do obsłużenia tych procesów potrzebowałbym min. kilkanaście sprawnych osób. Wiele z tych etatów to wysoko wykwalifikowane kompetencje, które kosztują bardzo dużo i w poprzednich firmach po prostu musiałem za nie płacić.
W szczycie zatrudnienia nad Astrography pracowało ponad 10 osób (nie licząc artystów tworzących produkty, które sprzedajemy). Większość z tych zdjęć jest fikcyjna i ma na celu pokazanie tylko i wyłącznie trendu, a nie konkretnych stanowisk. Nie chciałbym nikogo urazić, tym bardziej, że jestem bardzo wdzięczny każdego osobie, która pomogła nam rozwinąć Astrography.
A jak jest dzisiaj?
Zwyczajowo rozwój firmy mierzy się m.in. wzrostem zatrudnienia. Myślę, że powoli będziemy się żegnać z tym paradygmatem. Dzisiaj znacznie mniejszym zespołem możemy zrobić znacznie więcej, niż kiedykolwiek w przeszłości. Gdyby nie AI, to nie miałbym szans zbudować dzisiejszego Astrography. Tak - to jest aż tak binarna sytuacja.
No dobra, a teraz rozprawmy się z niektórymi etatami i dlaczego ich już nie potrzebuję.
Programista
W całym swoim dorosłym życiu miałem kilka firm z tzw. segmentu nowych technologii, w tym agencje interaktywne, czy software house’y. Nigdy jednak nie programowałem i na pytanie, dlaczego - nie potrafię odpowiedzieć. Z komputerami jestem w obsesyjnym związku od 6 klasy podstawowej (ZX Spectrum team), ale jednak zawsze bardziej kochałem grafikę komputerową niż samo programowanie. Być może dlatego musiało ono poczekać kilkadziesiąt lat.
Wszystko zmieniło się w czasie automatyzowania obserwatorium. Musiałem w końcu zanurzyć się w świat kodowania, co szybko stało się moją ogromną pasją. Potem powstały tak genialne projekty edukacyjne jak edX, Coursera, Udacity (czy bezpośrednie na MIT, Stanford, etc.). Nauka programowania stała się moją wielką pasją i zacząłem budować sobie coraz więcej narzędzi, które wykorzystywałem w codziennych potrzebach.
Uczenie się programowania samemu ma jednak pewne wady. Każdy problem trzeba rozwiązywać samodzielnie i nie ma żadnego wsparcia od bardziej doświadczonych koleżanek, czy kolegów. Nigdy nie pracowałem w żadnym zespole programistów, więc miałem też naturalne braki w pracy nad bardziej rozbudowanych projektami. Programowanie przez kilka lat pozostawało dla mnie formą pobocznej zajawki. Do czasu…
Aż nagle nadeszła epoka modeli językowych GPT, które stały się dla mnie nauczycielem, partnerem, doradcą, asystentem, copilotem. Wypracowany przez lata fundament programistyczny dał mi ogromne korzyści kiedy połączyłem go z możliwościami AI - i to w czasie, kiedy jeszcze wiele osób uważało, że AI nie będzie w stanie dobrze programować. Nie oczekiwałem, że AI samo za mnie wszystko napisze i to w moim przypadku zadziałało wręcz spektakularnie.
AI zrobiło ze mnie, teoretyka z minimalnym doświadczeniem, kogoś 10x lepszego. Dało mi możliwość realizacji praktycznie każdego projektu, jaki sobie wymyślę - całkowicie samodzielnie. Co więcej, w ostatnim roku zrealizowałem projekty, na których wyłożyło się kilku programistów, których uważałem za doświadczonych (jak choćby algorytm Cutting Stock Problem, który oszczędza nam dzisiaj sporo papieru, a którego nie podjęli się nawet programiści z giełd freelancerskich).
Zauważyłem, że AI pozwala dzisiaj tworzyć bardzo szybkie prototypy skryptów, czy mini-aplikacji przeznaczonych do rozwiązywania konkretnych problemów. Wcześniej, przed epoką AI, czas (koszt) konieczny do napisania aplikacji rozwiązującej jakiś poboczny problem zupełnie dyskwalifikowałby sens tego rozwiązania. Mam wrażenie, że dopiero teraz mogę wykorzystywać magię komputerów, a wcześniej bawiłem się nimi bardzo powierzchownie.
JobFlow
Najważniejszą z aplikacji które stworzyłem dla Astrography jest JobFlow. Kiedyś działający jako skrypt (CLI), a dzisiaj, dzięki AI posiada pełny interfejs graficzny i nieporównywalnie większą użyteczność.
Z pełną odpowiedzialnością mogą napisać, że bez JobFlow nie byłoby dzisiaj Astrography. Ta aplikacja zamienia strumień zamówień na konkretne pliki graficzne/zadania dla drukarek, przy uwzględnieniu wszystkich parametrów i personalizacji. Każdy plik tworzony jest w locie zależnie od zamówienia (poster, panel, fine art - każdy jest inny). Dodawane są nie tylko teksty, ale także proces identyfikacji kodami kreskowymi, który dramatycznie upraszcza późniejsze etapy (np. pakowanie, fakturowanie, etc.). System generuje specjalne markery do zagięć i cięć na automatycznej maszynie do cięcia wydruków. Biorąc pod uwagę fakt, że sposób budowy produktów (np. AstroPanel) jest całkowicie wymyślony przeze mnie, to nie udało mi się znaleź gotowego oprogramowania, które spełniło by te wymagania, a półśrodki w przemysłowej branży druku kosztują spore pieniądze (do tego są okropnie wolne i przestarzałe inżynieryjnie - np. brak wielowątkowości, czy wykorzystania GPU).
Redakcja tekstów
Kolejne głowy, które AI ścięła w Astrography to te związane z tworzeniem tekstów. Ten proces zmienił się tak bardzo, że już nawet nie wyobrażam sobie innego sposobu. W moim przypadku jest podobnie, jak z programowaniem - tzn. AI jest moim partnerem, copilotem. Bardzo precyzyjnie definiuję, albo nawet piszę kompletne teksty, a potem proszę AI o zrobienie tego lepiej, fajniej, bardziej inspirująco. Kiedyś moje teksty pisane po angielsku przepuszczałem przez natywną korektę. A dzisiaj? Nie pamiętam, kiedy ostatni raz zapłaciłem za taką usługę. Gdyby doba miała więcej czasu (i Shopify pozwalał nam na wielowalutowy checkout), to już dzisiaj Astrography mogłoby być w kilkunastu językach bez ponoszenia kosztów tłumaczeń. Ile to jest warte?
AI pozwala mi tworzyć koherentne teksty nie tylko na stronie, ale także na produktach, ulotkach, czy innych formach komunikacji z klientami. Żeby oddać sprawiedliwość - teksty na opakowaniu Astrography Metal pierwotnie stworzone przez AI, zostały całkowicie zredefiniowane przez jednego z najlepszych mistrzów angielskiego copywritingu jakich miałem okazję poznać - Wojtka Okonia, któremu zawdzięczam także mój poprawiony angielski (szukasz skutecznej szkoły - serdecznie polecam). Przy pozostałych opakowaniach zostało oryginalnie, czyli "by AI". Co to oznacza? Że "da się" i do ogólnej masówki warto skorzystać z AI i nie zawracać głowy człowiekowi małostkami, ale w krytycznych zastosowaniach dobrze mieć mistrza pod ręką.
Bardzo często wykorzystuję GPT także do wspólnych brainstormingów strategicznych. Dyskutujemy o produktach, ich parametrach (w kontekście danych rynków na świecie), ale też o profilach naszych potencjalnych klientów.
Siła, z jaką współczesne AI odblokowuje i rozszerza naszą kreatywność i kompetencje jest dla mnie nowym, wręcz onieśmielającym oceanem nowych możliwości. W 90% przypadków to, co już wdrażam ma niewiele wspólnego z tym, co AI pierwotnie zaproponowało, ale - jestem przekonany - bez tej kooperacji większość z tych pomysłów, czy treści nigdy by w mojej głowie nie powstało.
Księgowy
Nie, no nie. AI nie umożliwiło nam pozbycia się księgowych, choć zapewne to tylko kwestia czasu. Opiszę za to przypadek użyć AI do napisania pewnego mini-procesu, który daje kosmiczne oszczędności czasu w obszarze właśnie księgowości. Chodzi o kwestię przygotowywania zestawień dokumentów wywozowych (w tym deklaracje IE599), które koniecznie trzeba ewidencjonować w przypadku korzystania z zerowej stawki VAT przy przesyłkach pozaunijnych.
Takie deklaracje przychodzą na maila w momencie, kiedy urząd celny potwierdza fizyczne opuszczenie UE przez paczkę (czy to samolotem, czy ciężarówką). Wiąże się z tym sporo konsekwencji, jak chociażby opóźnienie - paczka z końca miesiąca dostanie taką deklarację dopiero w następnym miesiącu, co oznacza, że nie można zastosować stawki 0% VAT w miesiącu, w którym ta faktura została wystawiona.
Większość małych i średnich firm ogarnia to ręcznie, co jest kosmicznie czasochłonne, albo nie ogarnia w ogóle i liczy, że kontroli nie będzie.
Dzięki AI w kilka godzin napisałem mini-aplikację, która w 100% automatyzuje ten proces. Łączy się z dedykowaną skrzynką email, ściąga i wiąże daną deklarację IE599 z konkretnymi fakturami (parsuje XML) i całość przygotowuje jako eksport plików dla księgowych. Kosmos. Nigdy nie widziałem prostszego programu, który dawałby tak ogromną wartość w ekwiwalencie ludzkiej pracy.
Artysta
To najbardziej kontrowersyjne zastosowanie, a jednocześnie chyba najciekawsze - bo jako osoba, która zawodowo zajmowała się projektowaniem graficznym i fotografią przez połowę życia, jeszcze 2 lata temu nie byłbym sobie w stanie tych możliwości wyobrazić. Idea, że komputer mógłby tworzyć unikatowe grafiki na poziomie bardzo zaawansowanego twórcy światowej klasy brzmiała jak obłąkanie. Często mówiło się, że jak nadejdzie AI, to przynajmniej tworzenie sztuki zostanie w ludzkich rękach (mózgach). A tu taki zonk… o ironio, rewolucja zaczęła się od tego, co miało być ostatnie, do tego za wiele, wiele lat (50+ lub nigdy - mawiali).
Od razy chciałbym tu bardzo jasno napisać, że nie wykorzystujemy AI do tworzenia produktów, które sprzedajemy naszym klientom. To znaczy, że wszystkie grafiki, czy zdjęcia, które znajdują się w naszej aktualnej ofercie są tworami z poprzedniej epoki - tzn. zostały stworzone przez ludzi. Czy tak będzie zawsze? Nie wiem i nie ukrywam, że sporo eksperymentuję na tym polu. W obszarze tzw. Space Art (czyli domena, które nie musi spełniać kryteriów zgodności naukowej) potencjał jest zapewne duży, ale nie mam jeszcze przekonania, czy my ludzie chcemy sobie wieszać na ścianie sztukę, która w 100% stworzona jest przez AI. Mam wątpliwości, albo jestem po prostu naiwny. Jeżeli w ogóle pojawi się u nas w tej przestrzeni AI, to jedynie jako dodatkowe narzędzie, które wykorzystane zostało przy tworzeniu przez człowieka danego dzieła.
Nie mam za to skrupułów w używaniu graficznej AI do tworzenia różnych elementów sklepu, czy komunikacji marketingowej. W Astrography możecie zobaczyć wizualizacje AI ścian na których wiszą obrazy.
Kupując nasz produkt dostaniecie także gratisowe naklejki, które powstały w ramach mojej kooperacji z AI. Takich przypadków wykorzystania AI jest u nas więcej, ale jak już pisałem - nie dotyczą one produktów, za które klienci nam płacą.
Warto tu jeszcze wspomnieć o jeszcze jednym bardzo cennym zastosowaniu AI, a mianowicie możliwości rekonstrukcji zdjęć - głównie zwiększaniu rozdzielczości, pozwalającej na zrobienie wielkoformatowego wydruku (np. legendarne skany zdjęć z misji Apollo, które w oryginałach nie nadają się na plakat o wielkości 1 metra, czy więcej). Mało spektakularne użycie, ale uwieźcie - niezwykle cenne, przekładające się na przychody (bo możemy wydrukować większe plakaty).
CEO
Pozostał jeszcze jeden etat do wycięcia - CEO. Zmiana paradygmatu AI z liniowego narzędzia (dzisiaj), czyli tzw. copilota w stronę samodzielnych agentów (jutro) otworzy drogę także do zastąpienia CEO. Z jednej strony piszę to lekko żartobliwie, ale z drugiej - jestem to sobie w stanie wyobrazić. Wtedy ja przesunę się na stanowisko chairmana (szefa rady nadzorczej), a AI niech się bawi w zarządzanie.
Czy taka wizja mi się podoba? Gdyby nikt tej puszki pandory (albo lampy Dżina) nie otwierał, to byłbym za tym, żeby sprawy zostały po staremu - czyli pielęgnować potencjał twórczy ludzi. Ale Dżin z lampy już wyleciał, więc wydaje się, że nie ma innej drogi. Co więcej, gdyby mi dzisiaj rząd zablokował AI, to szczerze - nie wiem, jakbym sobie poradził. Straciłbym bardzo dużo.
Przyszłość Astrography widzę jednak jako hybrydę. Porzucam ideę mikro firmy i będę w 2024 próbował przeskalować organizację do formy, która nie tylko będzie biernie korzystać z branży kosmicznej, ale mogła także aktywnie kształtowa jej kulturę. Chcę mieć w firmie ludzi z krwi i kości, którzy potrafią wykorzystać narzędzia AI, żeby zbudować skalę szybciej i taniej.
Widzę możliwość zrobienia czegoś naprawdę spektakularnego, co wcześniej byłoby naprawdę bardzo trudne do zbudowania, a na pewno niezwykle kosztowne (finansowo i talentowo). AI otworzyła tak wiele nowych szuflad, że grzechem byłoby do nich nie zajrzeć. Przyniesie niewyobrażalną obfitość nielicznym, a reszta będzie miała przechlapane. Przykro mi - nie masz wyjścia.
All in na AI, ale w roli partnera, a nie samodzielnego twórcy.
Dzięki za twoją uwagę i jak zawsze proszę o komentarze/suby.
Adam